W lipcu 2014 roku wybrałem się wraz z dwoma znajomymi do Birmy. Lecieliśmy Emiratami przez Dubaj do Bangkoku. W stolicy Tajlandii staraliśmy się o wizę do Birmy. Udało się i tym samym kupiliśmy lot Air Asia do Rangun – dawnej stolica Mjanmy (Birmy) od 1886 do 2005. Opowiem dziś właśnie o tym mieście, które wtedy było dla mnie miejscem z innej planety.
Bruce Lee żyje! Ma się dobrze i handluje owocami w Rangun ;)
Rangun (Jangon) zamieszkuje ponad 7 mln mieszkańców. Dla mnie wizyta w tym mieście była czymś niewyobrażalnie silnym i nie zapomnę tego do końca życia. W mojej głowie nieustannie toczyła się wojna cywilizacji. Miejsce to może jednocześnie fascynować i przerażać. Z otwartym umysłem rządnym wrażeń i najchętniej zatkanym nosem, ruszyłem z aparatem w dłoni na jego ulice. Niestety, ze względu na napięty plan wycieczki, zdjęcia musiałem robić niemal w biegu. Dodatkowym utrudnieniem był stan chodników. Ich konstrukcja musi umożliwiać odprowadzanie dużych ilości wody w czasie ulew. Niestety czasy świetności mają za sobą i bywa, że brakuje w nich fragmentów na tyle dużych, że podczas chwili nieuwagi, można by zniknąć pod chodnikiem i skończyć w rynsztoku. Tak przy okazji nadmienię iż lipiec wydaje się być bardzo przyjemny do podróży w tym regionie. Deszcz ograniczał się do codziennej ulewy przez max godzinę. Pojawiał się jak zaprogramowany w okolicy 16ej.
Miasto nie pachnie, wręcz śmierdzi. Śmieci też nie brakuje. Na ulicy dzieje się naprawdę dużo. Ludzie jedzą przy stolikach całymi grupami. Stoliki i krzesła z plastiku mają rozmiar dziecięcy i najczęściej są mocno wyeksploatowane. Przy podobnych stolikach pija się herbatkę z aluminiowego czajnika. Dookoła zniszczone budynki powstałe w czasach kolonialnych, pamiątka po Brytyjczykach. W niektóre powoli wrasta dżungla.
Co krok można spotkać stragany z przekąskami lub różnej maści owocami. Wielu z nich nie rozpoznaję, są dla mnie egzotycznym zjawiskiem i oczywiście część z nich kupuję by przetestować. Jedzenie w barach i restauracjach rzadko zachwyca wyglądem lecz niemal zawsze smakuje dobrze lub świetnie.
W Birmańskich miastach na każdym rogu można nabyć Betel – legalny narkotyk, czwartą najbardziej popularną używkę na świecie. W wielu krajach żucie betelu jest domeną biedoty, jest on zwyczajnie najtańszą i najłatwiej dostępną używką. Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu betel był rozrywką klas wyższych. Straganik z tym dziadostwem zidentyfikujemy natychmiast gdyż jest cały opaprany wapnem. Betel to miks różnych składników, a głównym są liście pieprzu żuwnego. To właśnie one są odpowiedzialne za czerwone ulice, ściany, autobusy, krzesła i wszystko jak leci. Barwi on bowiem ślinę na czerwono i powoduje zwiększoną jej produkcję. W Birmie nie występuje coś takiego jak wstyd przed pluciem, bekaniem itp. więc wielu pluje czerwoną śliną na prawo i na lewo. Liście betelu dają kopa, orzeźwiają, minimalizują uczucie głodu, lekko podniecają i rzekomo leczą – zabijają pasożyty, a na koniec, działają antybiegunkowo. Niestety nie ma róży bez kolców. Betel bowiem niszczy uzębienie, barwi je na czarno i czerwono, powoduje zwiększone ryzyko raka krtani i języka oraz silnie uzależnia.
Na ulicach Rangun podobnie jak w całej Birmie nie ma zbyt wielu turystów. (Mimo to na najdłuższym drewnianym moście świata Ubein w Mandalaj, spotkaliśmy Polaka :) ) Birmańczycy wyróżniają się na tle innych narodów między innymi oryginalnym strojem oraz makijażem, który używają głównie Panie ale nie rzadko również Panowie. Mężczyźni zwykle są ubrani w tradycyjne Birmańskie Longyi. Wysoki pas materiału „bez końca”, zawiązany węzłem w okolicy pępka. Od czasu do czasu można spotkać jakiegoś „buntownika” w dżinsach lub spodenkach.
Panie najczęściej prezentują się we wzorzystych, nie rzadko mocno kolorowych sukienkach lub spódnicach. 99% noszonych butów to japonki. W zasadzie są one idealne, gdyż cały rok jest ciepło, a jeśli pada to momentalnie wysychają. Co może przyciągnąć Cię do Rangun? Oczywiście jeśli lubisz fotografować to temat jest jasny. Jeśli jednak nie jest to Twoim celem, to z pewnością dzięki temu miejscu będziesz mógł przenieść się na „deczko” inną planetę i odrobinę cofnąć w czasie. Ponadto zobaczysz liczne Pagody i piękne złocone Stupy, uśmiechniętych, często „betelowo” ludzi (Birmanki bywają bardzo ładne ;) ), dobre jedzenie i orient, po prostu orient :) Polecam!
Opowiem dziś właśnie o tym mieście, które wtedy było dla mnie miejscem z innej planety.
Bruce Lee żyje! Ma się dobrze i handluje owocami w Rangun ;)
Rangun (Jangon) zamieszkuje ponad 7 mln mieszkańców. Dla mnie wizyta w tym mieście była czymś niewyobrażalnie silnym i nie zapomnę tego do końca życia. W mojej głowie nieustannie toczyła się wojna cywilizacji. Miejsce to może jednocześnie fascynować i przerażać. Z otwartym umysłem rządnym wrażeń i najchętniej zatkanym nosem, ruszyłem z aparatem w dłoni na jego ulice. Niestety, ze względu na napięty plan wycieczki, zdjęcia musiałem robić niemal w biegu. Dodatkowym utrudnieniem był stan chodników. Ich konstrukcja musi umożliwiać odprowadzanie dużych ilości wody w czasie ulew. Niestety czasy świetności mają za sobą i bywa, że brakuje w nich fragmentów na tyle dużych, że podczas chwili nieuwagi, można by zniknąć pod chodnikiem i skończyć w rynsztoku. Tak przy okazji nadmienię iż lipiec wydaje się być bardzo przyjemny do podróży w tym regionie. Deszcz ograniczał się do codziennej ulewy przez max godzinę. Pojawiał się jak zaprogramowany w okolicy 16ej.
Miasto nie pachnie, wręcz śmierdzi. Śmieci też nie brakuje. Na ulicy dzieje się naprawdę dużo. Ludzie jedzą przy stolikach całymi grupami. Stoliki i krzesła z plastiku mają rozmiar dziecięcy i najczęściej są mocno wyeksploatowane. Przy podobnych stolikach pija się herbatkę z aluminiowego czajnika. Dookoła zniszczone budynki powstałe w czasach kolonialnych, pamiątka po Brytyjczykach. W niektóre powoli wrasta dżungla.
Co krok można spotkać stragany z przekąskami lub różnej maści owocami. Wielu z nich nie rozpoznaję, są dla mnie egzotycznym zjawiskiem i oczywiście część z nich kupuję by przetestować. Jedzenie w barach i restauracjach rzadko zachwyca wyglądem lecz niemal zawsze smakuje dobrze lub świetnie.
W Birmańskich miastach na każdym rogu można nabyć Betel – legalny narkotyk, czwartą najbardziej popularną używkę na świecie. W wielu krajach żucie betelu jest domeną biedoty, jest on zwyczajnie najtańszą i najłatwiej dostępną używką. Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu betel był rozrywką klas wyższych. Straganik z tym dziadostwem zidentyfikujemy natychmiast gdyż jest cały opaprany wapnem. Betel to miks różnych składników, a głównym są liście pieprzu żuwnego. To właśnie one są odpowiedzialne za czerwone ulice, ściany, autobusy, krzesła i wszystko jak leci. Barwi on bowiem ślinę na czerwono i powoduje zwiększoną jej produkcję. W Birmie nie występuje coś takiego jak wstyd przed pluciem, bekaniem itp. więc wielu pluje czerwoną śliną na prawo i na lewo. Liście betelu dają kopa, orzeźwiają, minimalizują uczucie głodu, lekko podniecają i rzekomo leczą – zabijają pasożyty, a na koniec, działają antybiegunkowo. Niestety nie ma róży bez kolców. Betel bowiem niszczy uzębienie, barwi je na czarno i czerwono, powoduje zwiększone ryzyko raka krtani i języka oraz silnie uzależnia.
Na ulicach Rangun podobnie jak w całej Birmie nie ma zbyt wielu turystów. (Mimo to na najdłuższym drewnianym moście świata Ubein w Mandalaj, spotkaliśmy Polaka :) ) Birmańczycy wyróżniają się na tle innych narodów między innymi oryginalnym strojem oraz makijażem, który używają głównie Panie ale nie rzadko również Panowie. Mężczyźni zwykle są ubrani w tradycyjne Birmańskie Longyi. Wysoki pas materiału „bez końca”, zawiązany węzłem w okolicy pępka. Od czasu do czasu można spotkać jakiegoś „buntownika” w dżinsach lub spodenkach.
Panie najczęściej prezentują się we wzorzystych, nie rzadko mocno kolorowych sukienkach lub spódnicach. 99% noszonych butów to japonki. W zasadzie są one idealne, gdyż cały rok jest ciepło, a jeśli pada to momentalnie wysychają. Co może przyciągnąć Cię do Rangun? Oczywiście jeśli lubisz fotografować to temat jest jasny. Jeśli jednak nie jest to Twoim celem, to z pewnością dzięki temu miejscu będziesz mógł przenieść się na „deczko” inną planetę i odrobinę cofnąć w czasie. Ponadto zobaczysz liczne Pagody i piękne złocone Stupy, uśmiechniętych, często „betelowo” ludzi (Birmanki bywają bardzo ładne ;) ), dobre jedzenie i orient, po prostu orient :) Polecam!
Dla zainteresowanych pod linkiem dodatkowe zdjęcia: http://crocodilelove.pl/portfolio-items/birma-miasto-rangun/ . A przy okazji - kto jest chętny na podróż i sesję w Tajlandii na początku przyszłego roku? Zapraszam na http://crocodilelove.pl/ i www.cezarywitek.pl :)